Reklama

Sport

Na zawody chodzę z różańcem

Jej ojciec odszedł, kiedy była jeszcze niemowlakiem. Matka, alkoholiczka i ćpunka zniszczona przez nałóg, przestała się nią opiekować i ją oddała.
Dziś Simone Biles mówi, że uratowali ją dziadkowie i wiara

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Na olimpiadzie w Rio de Janeiro 19-letnia Simone Biles zdobyła złoty medal olimpijski w wieloboju gimnastycznym dla Stanów Zjednoczonych. Kilka dni wcześniej wygrała złoto z drużyną. Zaś w ostatnich 3 latach w różnych konkurencjach gimnastycznych wywalczyła tytuł mistrzyni świata aż 10 (słownie: dziesięć!) razy. Po 2 złotych krążkach w Rio jest najbardziej utytułowaną zawodniczką w historii tego sportu. Mówi się, że to najlepsza gimnastyczka, jaka się kiedykolwiek narodziła. Że oszukuje grawitację. Że jest w stanie wykonać ćwiczenia, których nikt inny nie potrafi zrobić. A ona odpowiada: – Talent jest darem od Boga dla ciebie. To, co zrobisz ze swoim talentem, jest twoim darem dla Boga.

Porzuconą przez ojca i matkę małą Simone zajęli się jej dziadkowie – Ron i Nellie Biles. Gdy dziewczynka miała 6 lat, adoptowali ją razem z jej siostrą. Tym sposobem Simone dorastała w stabilnej teksaskiej rodzinie i została wychowana w wierze chrześcijańskiej, gdyż jej dziadkowie są gorliwymi katolikami. Razem z nimi co niedzielę chodziła i nadal chodzi na Mszę św. do kościoła. I to do nich mówi „mamo” i „tato”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Nellie, czyli tak naprawdę moja babcia, po adopcji powiedziała mi, że mogę się do niej zwracać tak, jak uważam, że to moja decyzja – opowiada Simone Biles. – Miałam wtedy 6 lat. Poszłam na górę i ćwiczyłam przed lustrem: mamo, tato, mamo, tato. Wróciłam na dół, a Nellie akurat stała w kuchni. Więc zagadałam do niej: mamo? A ona odpowiedziała: tak!

W tym samym czasie zaczęła się także kariera sportowa Simone. – Simone była bardzo aktywnym dzieckiem, uwielbiała skakać i wspinać się po meblach – wspomina jej matka adopcyjna, Nellie. W pewnej hali gimnastycznej Simone zobaczyła młodych zawodników wykonujących ćwiczenia. Zaczęła ich naśladować i... zwaliła z nóg obecnych tam nauczycieli i trenerów. Dali jej natychmiast mnóstwo ulotek i materiałów informacyjnych o gimnastyce, namawiali ją także, żeby zaczęła się u nich uczyć tego sportu. I tak rozpoczęła się kariera, której efektem – jak na razie Simone ma dopiero 19 lat – jest 14 medali (w tym 10 złotych) na mistrzostwach świata oraz wspomniane już 2 złote olimpijskie z Rio de Janeiro. Po roku treningów w małej hali w Teksasie niebywały talent dziewczynki dostrzegła Aimee Boorman, była zawodniczka, a obecnie trenerka gimnastyki sportowej. Simone mówi o niej, że jest „jak druga matka”. Po kolejnych latach ciężkiej pracy Simone Biles dostała się do reprezentacji USA.

Reklama

Mimo swoich wielkich osiągnięć Simone pozostaje skromna. – Nie byłoby mojego sukcesu, gdyby nie Bóg oraz wspaniała drużyna wokół mnie – podkreśla. W skład tej drużyny wchodzą przede wszystkim jej dziadkowie-rodzice, którzy już na początku przygody Simone z gimnastyką wybudowali jej małą halę niedaleko domu, aby mogła trenować i doskonalić się. Poświęcenie rodziców adopcyjnych było kluczowym elementem jej rozwoju. – Potrzeby moich rodziców są dla mnie ważniejsze niż moje własne. To oni i cała moja drużyna są moją motywacją – dodaje 19-letnia Simone Biles.

Biles nie ukrywa też, jak dużą rolę w jej życiu odgrywa wiara. – Moja mama, Nellie, dała mi różaniec. Przed samymi zawodami nie modlę się na nim, modlę się wówczas indywidualnie i swoimi słowami. Ale i tak zawsze mam go ze sobą – tłumaczy Simone. A ks. Charles Semperi, proboszcz jej parafii pw. św. Jakuba Apostoła, dodaje: – Ma od nas także medalik św. Sebastiana, który nosi. Cała rodzina Bilesów to gorliwi katolicy, którzy co niedzielę przychodzą na Mszę św. Pamiętam też, jak gorliwie i wzorowo Simone przygotowywała się do bierzmowania.

W Stanach Zjednoczonych Simone Biles jest wielką gwiazdą, na zawody z jej udziałem przychodzą tłumy, a o jej wizerunek zabiegają największe amerykańskie firmy. Stacje telewizyjne biją się o wywiady z nią.

Ma tylko 1,42 m wzrostu, ale swoją postawą duchową przewyższa wielu. Pytana o swoje dalsze oczekiwania po tak wielkich sukcesach odpowiada po prostu: – Nie mam. Kiedy wychodzę na zawody, moim jedynym oczekiwaniem jest pokazać to, co wypracowałam na treningach. Nie oczekuję, że pokażę coś więcej, ale też nie akceptuję, że pokażę cokolwiek mniej. Jeżeli wygram, to się cieszę, ale jak wygra ktoś inny, to też się cieszę, ponieważ wiem, ile ciężkiej pracy musiał w to włożyć.

Postawa godna mistrzyni. Nie tylko na macie gimnastycznej, także poza nią.

Autor jest redaktorem prowadzącym miesięcznika „Wpis”.

2016-08-24 09:00

Oceń: +4 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świadectwo uzdrowionej z nowotworu: "Carlo Acutisie, jestem w twoich rękach!"

[ TEMATY ]

świadectwo

bł. Carlo Acutis

Autorstwa AndyScott/commons.wikimedia.org/screen YT

María Dolores Rosique - Lola dla przyjaciół - z promiennym uśmiechem opowiada z odnowioną wiarą świadectwo uzdrowienia po pokonaniu agresywnego raka jamy brzusznej. Jej powrót do zdrowia rozpoczął się po wizycie w grobowcu błogosławionego Carla Acutisa w Asyżu i całkowitym oddaniu się jego opiece.

„Zawsze powtarzam, że choroba, na którą zachorowałam, przyniosła mi więcej dobrego niż złego. Jednym z nich jest potwierdzenie mojej wiary. Dziś wiem, że bez Pana jestem niczym i nigdzie nie zajdę” – powiedziała w wywiadzie dla ACI Prensa.
CZYTAJ DALEJ

Św. Elżbieta Węgierska - patronka dzieł miłosierdzia

[ TEMATY ]

św. Elżbieta Węgierska

Arkadiusz Bednarczyk

Św. Elżbieta z Turyngii (XIII wiek) posługuje wśród chorych (obraz tablicowy z XV wieku)

Św. Elżbieta z Turyngii (XIII wiek) posługuje wśród chorych
(obraz tablicowy z XV wieku)

17 listopada Kościół wspomina św. Elżbietę Węgierską, patronkę dzieł miłosierdzia oraz bractw, stowarzyszeń i wielu zgromadzeń zakonnych. Jest świętą dwóch narodów: węgierskiego i niemieckiego.

Elżbieta urodziła się 7 lipca 1207 r. na zamku Sárospatak na Węgrzech. Jej ojcem był król węgierski Andrzej II, a matką Gertruda von Andechts-Meranien, siostra św. Jadwigi Śląskiej. Ze strony ojca Elżbieta była potomkinią węgierskiej rodziny panującej Arpadów, a ze strony matki - Meranów. Dziewczynka otrzymała staranne wychowanie na zamku Wartburg (koło Eisenach), gdzie przebywała od czwartego roku życia, gdyż była narzeczoną starszego od niej o siedem lat przyszłego landgrafa Ludwika IV. Ich ślub odbył się w 1221 r. Mała księżniczka została przywieziona na Wartburg z honorami należnymi jej królewskiej godności. Mieszkańców Turyngii dziwił kosztowny posag i dokładnie notowali skarby: złote i srebrne puchary, dzbany, naszyjniki, diademy, pierścienie i łańcuchy, brokaty i baldachimy. Elżbieta wiozła w posagu nawet wannę ze szczerego srebra. Małżeństwo młodej córki królewskiej stało się swego rodzaju politycznym środkiem, mającym pogłębić i wzmocnić związki między oboma krajami. Elżbieta prowadziła zawsze ascetyczny tryb życia pod kierunkiem franciszkanina Rüdigera, a następnie Konrada z Marburga. Rozwijając działalność charytatywną założyła szpital w pobliżu zamku Wartburg, a w późniejszym okresie również w Marburgu (szpital św. Franciszka z Asyżu). Konrad z Marburga pisał do papieża Grzegorza IX o swojej penitentce, że dwa razy dziennie, rano i wieczorem, osobiście odwiedzała swoich chorych, troszcząc się szczególnie o najbardziej odrażających, poprawiała im posłanie i karmiła. Życie wewnętrzne Elżbiety było pełną realizacją ewangelicznej miłości Boga i człowieka. Wytrwałość czerpała we Mszy św., na modlitwie była niezmiernie skupiona. Wiele pracowała nad cnotą pokory, zwalczając odruchy dumy, stosowała ostrą ascezę pokuty.
CZYTAJ DALEJ

El. MŚ 2026 - mecz z Maltą o ostatnie punkty i jednocześnie test przed barażami

2025-11-17 07:22

[ TEMATY ]

sport

PAP/Leszek Szymański

Poniedziałkowy mecz na wyjeździe z Maltą będzie dla polskich piłkarzy zakończeniem rywalizacji w grupie G eliminacji mistrzostw świata i jednocześnie sprawdzianem przed marcowymi barażami. Jest już niemal przesądzone, że z pierwszego miejsca awans na mundial wywalczy Holandia.

Na jedną kolejkę przed zakończeniem kwalifikacji kadra Jana Urbana, która w piątek zremisowała w Warszawie z Holandią 1:1, zgromadziła 14 punktów i traci trzy do „Pomarańczowych”. Podopieczni Ronalda Koemana mają znacznie lepszy bilans bramkowy (plus 19 do plus 6), a w eliminacjach MŚ właśnie to kryterium jest najważniejsze w przypadku równej liczby punktów.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję