Reklama

Wiara

„Ani razu się nie poskarżył”. Jak wyglądały ostatnie dni na ziemi Carla Acutisa?

Carlo Acutis to dziś uwielbiany przez młodych i nie tylko, rozkochany w Eucharystii nastolatek z Włoch. Jego ziemskie życie, to nie tylko pozytywne chwile w drodze do świętości, to także cierpienie i ból spowodowane ciężką chorobą. Carlo zmarł w młodym wieku, jak wyglądały jego ostatnie dni na ziemi?

[ TEMATY ]

bł. Carlo Acutis

Agata Kowalska

Carlo Acutis

Carlo Acutis

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Artykuł zawiera fragment z nowej książki z obszernymi fragmentami zapisków Carla: „Carlo Acutis. Jest ogień!” wyd. eSPe. Zobacz więcej: ksiegarnia.niedziela.pl.

Przed wejściem do kliniki dwie pielęgniarki natychmiast podbiegły, aby pomóc w transporcie Carla. Profesor uprzedził lekarzy o ich przybyciu. Poprosił też o konsultację ordynatora z oddziału hematologii dziecięcej. Hematolog natychmiast wziął Carla na badania. Personel szpitala otoczył rodziców chłopca życzliwą troską, gdy z niecierpliwością czekali na ich wyniki.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Po kilku godzinach lekarz wszedł do pokoju Carla i ogłosił straszną diagnozę: „Carlo bez żadnych wątpliwości cierpi na ostrą białaczkę typu M3, czyli białaczkę promielocytową”. Wyjaśnił, że jest to podstępna choroba, która długo nie daje objawów. Nie jest dziedziczna. Charakteryzuje się rozrostem promielocytów, a więc nieprawidłowych prekursorów białych krwinek w szpiku kostnym i we krwi. Cechuje ją bardzo szybkie namnażanie się komórek nowotworowych. W konsekwencji prowadzi to do poważnych zaburzeń krzepnięcia krwi. Aby dać Carlowi szansę na wyjście z choroby, musiano go natychmiast poddać intensywnemu leczeniu onkologicznemu. Rodzice poinformowali go o wszystkim, niczego nie ukrywając. Carlo nawet się nie zdenerwował. Gdy został sam z mamą i tatą, szeroko się do nich uśmiechnął i powiedział: „Pan mnie obudził!”.

Pani Antonia do dziś pamięta promienny uśmiech, który im wtedy posłał. Carlo rozświetlił najciemniejszą godzinę ich życia. Tak jak zawsze zachowywał wewnętrzny spokój, tak i w tej trudnej, decydującej chwili go nie utracił. Emanowała z niego pogoda ducha. Wyglądał na opanowanego. Nie stracił nadziei – może dlatego, że była w nim głęboko zakorzeniona, nawet wtedy, gdy tak ciężko zachorował?

Już po kilku minutach przeniesiono Carla na oddział intensywnej terapii. Nie było chwili do stracenia. Podłączono go do tlenu. Było to dla niego bardzo niewygodne, bo ograniczało mu ruchy. Nie był w stanie prawidłowo odkrztuszać. Lekarze pozwolili rodzicom Carla pozostać przy synu tylko do pierwszej w nocy. Potem Carlo zdecydował, że chce zostać sam. Zanim jego mama wyszła, poprosił ją, aby odmówiła z nim różaniec. Choć ledwo mógł mówić, bardzo mu na tym zależało!

Reklama

To była straszna noc dla rodziny Acutisów. Mama Carla i jego babcia Luana pozostały w klinice na wypadek, gdyby pojawiły się jakieś komplikacje. Antonia uprosiła męża, by przynajmniej on wrócił do domu i odpoczął. O świcie udała się na mszę do pobliskiego kościoła Barnabitów, aby znów prosić św. Aleksandra Sauliego o interwencję. Chciała też pomodlić się do Najświętszej Maryi Panny. Następnie wróciła do kliniki, gdzie lekarze pozwolili jej zobaczyć syna. Wciąż miał na twarzy maseczkę tlenową. Widać było, że cierpi. Powiedział mamie, że tej nocy bardzo źle spał.

Niedługo potem lekarze zdecydowali o przeniesieniu Carla do szpitala San Gerardo w Monzy, w którym działał specjalistyczny oddział leczenia białaczki. Rodzice towarzyszyli mu w karetce, a babcia pojechała za nimi samochodem. Po przybyciu do szpitala Carlo powiedział do swojej mamy: „Przygotuj się na to, że nie wyjdę stąd żywy”, jakby chciał ją uprzedzić, że czeka ich pożegnanie. Uspokoił ją jeszcze: „Nie martw się, poślę ci wiele znaków z nieba”. Już kiedyś musiał o takiej chwili myśleć. Powiedział wtedy: „Musimy spędzić nasze życie na przygotowaniu się do śmierci”. I wydaje się, że rzeczywiście był na nią wyjątkowo dobrze przygotowany.

„Od chwili narodzin nasz ziemski los jest przypieczętowany: wszyscy jesteśmy wezwani do wspinania się na Golgotę i niesienia naszego krzyża” – mawiał. Kierował się najwidoczniej słowami Jezusa, który zapowiedział: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24). Idąc za Jezusem, Carlo również musiał wspiąć się na Kalwarię.

Lekarze mieli nadzieję, że uda się go uratować. Natychmiast przeprowadzili zabieg mający na celu oddzielenie białych krwinek od czerwonych. Zabieg zakończył się sukcesem. Carlo został przewieziony na oddział hematologii

Reklama

dziecięcej, na jedenaste piętro, gdzie zarezerwowano dla niego pokój numer jedenaście. Pielęgniarki pomogły mu ułożyć się na nowym łóżku. Odwiedziła go również szpitalna nauczycielka i zapewniła go, że będzie mógł kontynuować naukę zarówno podczas hospitalizacji, jak i po jej zakończeniu.

Carlo poprosił o udzielenie mu sakramentu namaszczenia chorych. Napisał zresztą bardzo piękną medytację na ten temat. Pochodzi z niej taki fragment:

Kiedy życie zostaje osłabione przez chorobę lub gdy zapadł już ostateczny wyrok śmierci, trzeba zdecydować się na podporządkowanie woli Bożej. Jest to również doskonała okazja, aby zjednoczyć się głęboko z męką i śmiercią naszego Pana. Święty Paweł mówi, że wypełnił w sobie to, czego brakowało w męce Chrystusa – oznacza to, że mistyczne Ciało nieustannie wspina się na Kalwarię; jest poddawane uciskowi, prześladowaniom i walce, zależnie od okoliczności. Podobnie jak całe stworzenie, męka Chrystusa trwa nadal. I będzie trwać aż do końca tego świata. To zjednoczenie nie pozostaje bezowocne dla całego ludu Bożego, który czerpie z niego korzyść. W ten sposób wciąż płynie nurt cierpienia, ofiary i męczeństwa. Ten nurt łączy się z tym, który tworzą msze święte, odprawiane na świecie niemal nieustannie. „Jezus, moja komunia!” „Jezu, łączę się ze wszystkimi mszami świata”. Oto dwa bardzo owocne akty strzeliste. Bardzo dobre! Dlaczego nie czerpać z nich korzyści?

Kapelan szpitala przyniósł mu również Najświętszy Sakrament.

Reklama

Pielęgniarki i lekarze byli zdumieni podejściem Carla do choroby. Ani razu się nie poskarżył, mimo że jego nogi i ramiona były już bardzo opuchnięte. Kiedy po badaniu tomograficznym przewieziono go z powrotem do jego pokoju, podjął ogromny wysiłek, aby samodzielnie przejść z wózka na łóżko. Nie chciał, by pomagały mu pielęgniarki. Uparcie starał się wejść na łóżko sam. Pielęgniarki i dyżurny lekarz ponownie założyli mu na twarz maseczkę tlenową. Jedna z sióstr wspomina: „Zapytałam go: »Jak się czujesz?«. Carlo odpowiedział: »Dobrze!«. Zaskoczona jego odpowiedzią zapytałam: »Dobrze?«, na co on odparł: »Są tacy, którzy mają się gorzej!«. Ta odpowiedź mnie poruszyła”. Rzeczywiście, lekarze i pielęgniarki mogli być zszokowani jego postawą – doskonale przecież wiedzieli, jak bolesny jest ten typ białaczki. Jego mama wspominała później, że Carlo wydawał się czerpać siłę gdzieś z zewnątrz. Uważa, że była to z pewnością siła będąca owocem jego codziennej relacji z Jezusem. Ci, którzy go spotykali w szpitalu, relacjonują, że mieli wrażenie, jakby patrzyli na człowieka obdarzonego nadludzką siłą, który nie okazywał cierpienia. Zachowywał się jak ktoś, kto ze spokojem i uśmiechem przechadza się w nawałnicy.

Dla rodziców Carla widok ich syna był wielką próbą wiary. Twarz miał opuchniętą, a jego węzły chłonne były tak powiększone, że zmieniały jego rysy. Trudno było znieść myśl, że ten pełen sił, przystojny i dobry chłopak więdnie niczym kwiat.

Nadszedł wieczór, a potem noc. Antonia i jej matka otrzymały pozwolenie, aby czuwać przy Carlu. On sam nie mógł zasnąć, ponieważ bardzo cierpiał. Mimo to poprosił dyżurujące pielęgniarki, aby nie hałasowały, żeby jego mama i babcia mogły odpocząć. Rozmawiając ze swoją mamą, wyznał, że chciałby zostać pochowany w Asyżu. Antonia, nieco już pogodzona z tym, co może się wydarzyć, zasugerowała mu, aby kiedy dotrze do nieba, poprosił Jezusa o dokonanie kolejnych cudów eucharystycznych.

Tuż przed zapadnięciem w śpiączkę Carlo powiedział do swojej mamy: „Trochę boli mnie głowa”. Cierpiał, ale pozostawał spokojny. Kilka chwil później uśmiechnął się, zamknął oczy i już ich nie otworzył. Wydawało się, jakby po prostu zasnął. Tak naprawdę jednak doszło wówczas w jego mózgu do krwotoku, który w ciągu kilku godzin doprowadził do śmierci. Mimo tej krytycznej sytuacji jego rodzice mieli nadzieję do samego końca. Byli przekonani, że Jezus dokona cudu i uzdrowi ich jedynego syna. Tak się jednak nie stało – Bóg miał dla niego inny plan.

Z medycznego punktu widzenia lekarze uznali Carla za zmarłego w momencie, gdy jego mózg przestał wykazywać jakąkolwiek aktywność. Była godzina siedemnasta czterdzieści pięć, 11 października 2006 roku. 11 października, a więc dzień śmierci św. Aleksandra Sauliego, jego świętego patrona na tamten rok.

Carlo odszedł tak szybko. Pan zabrał go, gdy miał zaledwie piętnaście lat, w pełni sił, promieniującego radością i młodzieńczym pięknem: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!” (Hi 1,21).

Artykuł zawiera fragment z nowej książki z obszernymi fragmentami zapisków Carla: „Carlo Acutis. Jest ogień!” wyd. eSPe. Zobacz więcej: ksiegarnia.niedziela.pl.

2025-06-13 21:02

Oceń: +113 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świadectwo matki bł. Carlo Acutisa – premiera wzruszającej biografii błogosławionego

[ TEMATY ]

matka

bł. Carlo Acutis

#świadectwo

carloacutis.com

Nakładem Wydawnictwa Esprit ukazała się właśnie książka matki bł. Carlo Acutisa – patrona Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie – pt. „Tajemnica mojego syna”. Atonia Salzano, matka Carlo, który jako nastolatek został zaatakowany przez ostrą białaczkę, dzieli się poruszającym świadectwem życia w obecności świętego syna.

Żyła z dala od Boga. We Mszy Świętej uczestniczyła zaledwie trzy razy: w dniu chrztu, w dniu pierwszej Komunii Świętej i w dniu ślubu. To jej syn doprowadził ją do Boga. Jak sama mówi, była analfabetką, jeśli chodzi o wiarę, to Carlo miał naturalną skłonność do świętości. To on ją uratował.
CZYTAJ DALEJ

W diecezji kieleckiej dwóch kapłanów odeszło tego samego dnia

2025-10-25 15:42

[ TEMATY ]

diecezja kielecka

śmierć kapłana

diecezja.kielce.pl

W piątek, 24 października 2025 roku, zmarło dwóch kapłanów: ks. Rafał Palacz oraz ks. Marcin Bajer. Informacje o ich śmierci pojawiły się na stronie diecezjalnej.

Ks. Rafał Palacz, wikariusz parafii w Sokolnikach, miał 48 lat. Jak poinformowała diecezja, szczegóły uroczystości pogrzebowych zostaną ogłoszone w najbliższych dniach.
CZYTAJ DALEJ

Modlitwa na grobach w Trzebusce

2025-10-27 23:33

Piotr Ożóg

Modlitwa w Trzebusce

Modlitwa w Trzebusce

Trasa nabożeństwa pasyjnego przebiegała wzdłuż drogi łączącej obelisk na miejscu byłego obozu NKWD z leśnym grobowcem w Turzy. Koordynatorem wydarzenia był społecznik z Trzebuski Piotr Ożóg. W modlitwie wzięli udział nauczyciele i młodzież z jedenastu szkół z terenu gmin Sokołów Małopolski i Kamień. Byli to reprezentanci: Górna, Górna-Zaborza, Kamienia Prusiny, Krzywej Wsi, Nienadówki Dolnej i Górnej, Sokołowa, Trzebosi, Trzebuski i Wólki Niedźwiedzkiej. Zjawiła się też delegacja szkoły w Kamieniu Podlesiu. Wśród 170 uczestników nie zabrakło kapłanów: ks. Władysława Szweda z Trzebuski, ks. Piotra Kuźniara z Krzywej Wsi, ks. Michała Polańskiego z Kamienia Podlesia i ks. Przemysława Hajduka z Nienadówki. Obecnych też było kilku dyrektorów szkół: Małgorzata Januszewska, Jan Madej, Józef Piróg i Agnieszka Pączek.

Modlitwą objęto więźniów przejściowego łagru z 1944 roku, głównie żołnierzy Armii Krajowej, z których część została skrytobójczo zamordowana i pogrzebana w okolicznych lasach. Słowo do obecnych skierował burmistrz Sokołowa Małopolskiego Andrzej Kraska. Wprowadzeniem do nabożeństwa była recytacja wierszy o tematyce turzańskiej wykonana przez autorkę Sabinę Woś. Następnie uczestnicy rozważali tajemnice Męki Pańskiej. Poszczególne etapy wyznaczały kamienne stacje ustawione w zeszłym roku. Towarzyszył temu śpiew prowadzony przez nauczycieli Beatę Głowalę z Sokołowa i Sebastiana Lesiczkę z Trzebuski.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję